Coz pierwsza czesc podrozy oficjalnie zamknieta. Wracamy do dzikich Indii. Ladujemy w Kalkucie. Poprzednim razem spedzilem tutaj 2 tygodnie, wiec nie bylo tu dla mnie nic ciekawego.
Odwiedzilismy dom Matki Teresy i Swiatynie Kali. W swiatyni uczestniczyismy w calym rytuale religijnym prowadzeni przez lokalesa. Ciekawe przezycie jak zwykle zmacone faktem, ze na koniec zawsze trzeba za cos placic.
Jedna z ciekwszych historii byla przejzadzka taksowka. Na drogach oczywiscie jedna zasada - NO TRAFFIC RULES.
Zabawnie sie widzi policjantow kierujacych ruchem, ktorych wszyscy maja gleboko w dupie :D (za przeproszeniem)
Otoz nasz taksowkarz cofal i przywalil w calkiem ladny samochodzik z tylu. Cos krzyknal, a potem gaz do dechy :D Nagle zaczelo mu sie spieszyc. Mistrz kierownicy ucieka :D Doslownie. Grzal ostro po waskich uliczkach co chwile zmieniajac kierunek. Jakims cudem nikogo nie potracil. Ale zabawa byla przednia :)
Jak cos sobie przypomne to dopisze :)
03.02 mamy nocny pociag do Varanasi. To pierwsze miejsce w tej podrozy, ktorego ne odwiedzilem podczas poprzedniej wyprawy w 2008. Jestem bardzo ciekawy :)